SPORT

Najważniejszy mecz sezonu

Już dzisiaj – 8 kwietnia o godzinie 18:00 w Białymstoku pierwszy mecz ćwierćfinałowy, w którym tenisiści z Białegostoku zagrają z aktualnym mistrzem kraju – Dekorglassem Działdowo. Piotr Anchim, menadżer Dojlid Białystok, mówi o przygotowaniach i nastawieniu zawodników.

– Skupiamy się na pierwszym meczu. Nie wybiegamy w przód, bo wiemy, że do zwycięstwa potrzebny nam jest wielki dzień każdego z naszej trójki przy jednoczesnym usztywnieniu się przeciwników. Musimy wywrzeć na nich presję i pomóc sobie wprowadzając w ich grę nerwowość. Naszą szansę upatruję w dobrym otwarciu. Jeśli udałoby nam się doprowadzić do debla, czyli być przez cały mecz w bliskim kontakcie z przeciwnikiem, to nasze szanse wzrosną – mówi przed meczem z Dekorglassem Działdowo Piotr Anchim, menadżer Dojlid Białystok.

Da się już wyczuć w klubie i drużynie większe emocje związane z najważniejszym meczem sezonu?

Wydaje mi się, że nie. Przygotowujemy się na spokojnie do gry. Mamy informacje, że przeciwko nam powinien wystąpić zawodnik z Tajwanu – Liao Cheng-Ting, który w sezonie zasadniczym wystąpił tylko w czterech meczach. Dołączył do naszych rywali z Bundesligi, gdzie punktował na bardzo wysokim poziomie. To sprawia, że Działdowo w zasadzie nie będzie miało słabych punktów.

W sezonie zasadniczym ma dwa zwycięstwa i dwie porażki. Może zatem nie taki diabeł straszny jak go malują?

– Nie patrzyłbym na to. To bardzo dobry zawodnik. Gdy dołożymy do tego jeszcze Jakuba Dyjasa i Patryka Chojnowskiego, to otrzymujemy naprawdę silną drużynę. Każdy z nich patrząc tylko na potencjał nie powinien mieć większych problemów w grze z naszymi tenisistami. Będzie nam bardzo ciężko. Chcemy zagrać jak najlepiej, ale i to nie musi gwarantować sukcesu.

Można odnieść wrażenie, że trochę myślicie już o tym, co po sezonie.

– Nie planujemy, że możemy ich pokonać. Sasza na przykład ma zaplanowany już międzynarodowy obóz przygotowawczy, na który wylatuje dzień po meczu rewanżowym. Oczywiście, będziemy walczyć i gdyby się okazało, że dojdzie do sensacji, to zweryfikujemy nasze plany i założenia na później.

Nie mogliście chyba trafić gorzej w tym ćwierćfinale.

– Zdecydowanie. Wolałbym trafić na każdy inny zespół z czołówki, czy to na Bydgoszcz czy na Bogorię. Generalnie w ogóle nam zespół z Działdowa nie leży. W Superlidze wygraliśmy z nimi dwa z dwunastu pojedynków.

Statystyki nie są po waszej stronie, ale każda taka czarna seria kiedyś musi mieć swój koniec.

– Może i tak, ale tenis stołowy to sport drużynowy, który jak żaden inny jest przy tym bardzo indywidualny. Tutaj jest zdecydowanie łatwiej przewidzieć wynik, niż w siatkówce czy piłce nożnej. Siła drużyny to suma indywidualnych umiejętności i nie ma zmiłuj. Wszystko przemawia za Działdowem. Nie mówię tego po to, żeby zdjąć presję, tylko po prostu taka jest prawda. Oczywiście nie położymy się przed rywalem, mamy już wstępny plan na mecz, wiemy jak będziemy chcieli ustawić zespół.

Biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności, to w waszym przypadku o presji nie ma co mówić. Jesteście przed meczem, w którym możecie tylko wygrać. Nie ma niczego do stracenia.

– Trochę tak jest. Na pewno nie czujemy, że to najważniejszy mecz w sezonie. Ta drużyna inaczej była budowana. Podstawą zespołu miała być dwójka Zatówka-Khanin. Trzecim zawodnikiem miał być Kou Lei na zmianę z Kentaro Miuchi. Ostatecznie w podstawowym składzie przez cały sezon wychodził Kamil Zdzienicki, który musiał to dźwignąć, choć do sezonu przygotowywał się jako rezerwowy. Też dołożył swoją cegiełkę.

Patrząc przez pryzmat dostępności zgłoszonych zawodników, ciężko mówić o jakimkolwiek planowaniu podczas tego sezonu. Teraz pewnie też dalej, niż do najbliższego piątku nie planujecie.

– Skupiamy się na pierwszym meczu. Nie wybiegamy w przód, bo wiemy, że do zwycięstwa potrzebny nam jest wielki dzień każdego z naszej trójki przy jednoczesnym usztywnieniu się przeciwników. Musimy wywrzeć na nich presję i pomóc sobie wprowadzając w ich grę nerwowość. Naszą szansę upatruję w dobrym otwarciu. Jeśli udałoby nam się doprowadzić do debla czyli być przez cały mecz w bliskim kontakcie z przeciwnikiem, to nasze szanse wzrosną.

Swoje miejsce po sezonie zasadniczym w głównej mierze zawdzięczacie dwóm wielkim zrywom. Pierwszy miał miejsce, gdy byliście na musiku w końcówce tamtego roku, drugi już po podziale tabeli.

– To poniekąd prawda. Były to momenty, w których przez dłuży czas potrafiliśmy utrzymać równą i wysoką formę przez co mogliśmy seryjnie zwyciężać. Natomiast te wygrane w drugiej rundzie były trochę inne. Tu, gdzie drużyny były już pewne gry w fazie play-off i mocno mieszały składami nie smakowały tak samo. Nie przywiązujemy do tego, aż tak wielkiej wagi. Lepsze zespoły, z szerszym wachlarzem możliwości mogły nieco sobie ustawić pozycję na później. My trafiliśmy jak trafiliśmy i teraz mamy twardy orzech do zgryzienia. Znamy się doskonale, graliśmy przeciwko sobie wielokrotnie w drugiej, pierwszej, a teraz także w Superlidze. W tym momencie jednak różnice w potencjale są ogromne, bo wydaje mi się, że nie będzie wielką przesadą jeśli wycenilibyśmy samego tylko Dyjasa na więcej, niż cały nasz zespół z trenerem włącznie.

Pierwszy mecz zagracie u siebie. Jak traficie z formą i kibice poniosą, to może udałoby się sprawić niespodziankę.

Mam nadzieję, że hala będzie szczelnie wypełniona i głośna. Chcemy zawiesić poprzeczkę jak najwyżej. Jeśli wygramy w piątek, to w pewien sposób otworzymy sobie drzwi.

Jeśli jednak nie uda się tych drzwi otworzyć w piątek, a w niedzielę usłyszycie dodatkowo przekręcany z drugiej strony klucz, to jakie są plany na okres po zakończeniu sezonu?

Khanin leci od razu do Portoryko. To taki międzynarodowy obóz treningowy, na który wysyła go jego indywidualny sponsor. Zatówka od razu zaczyna leczenie biodra. Najpierw jednego, później drugiego, bo męczą go przez cały sezon, na co mocno narzekał w trakcie gry. Musi się podleczyć, bo jak sam mówi, jest bardzo ambitny i gra na połowie skuteczności przy jego wyszkoleniu technicznym i doświadczeniu mija się z celem. Grał w Szwecji, Polsce i Niemczech i dla niego taka gra nie jest graniem. Chce być w czołówce, a gdy to nie będzie możliwe, to będzie szukał innych rozwiązań. Być może w grę wchodzi nawet wcześniejsze zakończenie kariery i szukanie swojej nowej drogi w trenerce. Jeżeli w przeszłości grał dużo lepiej, to ciężko mu zaakceptować taki stan rzeczy. Kamil Zdzienicki natomiast na miejscu będzie pomagał naszej młodzieży w przygotowaniu się do mistrzostw Polski młodzieżowców, juniorów oraz kadetów. To oczywiście wszystko jeszcze może się zmienić, czego bardzo byśmy chcieli.

tekst i fot. UKS Dojlidy Białystok
opr.: pola