W aptekach można kupić domowe testy w kierunku wykrycia HIV w krwi, można zlecić taki test w laboratorium czy przychodni, ale eksperci w dziedzinie opieki nad osobami zakażonymi zalecają, by – o ile jest możliwe – testować się tam, gdzie ktoś z nami wcześniej porozmawia o HIV. Paweł Kalinowski, doradca w Punkcie Konsultacyjno-Diagnostycznym PKD (HIV) na warszawskiej Pradze wyjaśnia, dlaczego.
Rozmawia pan z osobami, które przychodzą na test na HIV. Jak wygląda taka rozmowa?
Każda rozmowa jest inna, bo ludzie trafiają do nas w różnej sytuacji życiowej. Ale też mają różny poziom wiedzy odnośnie HIV. I właściwie te dwa czynniki kształtują rozmowę. Niezależnie od tego, jak ona przebiega, ważne jest dla nas, dlaczego osoba postanowiła się przetestować. Jeśli mówi, że miała ryzykowną sytuację, ważne jest, jak dawno temu i jaka to sytuacja. Chodzi nam o oszacowanie ryzyka, bo często ludzie zgłaszają się do nas np. po głębszym pocałunku i już boją się zakażenia lub też zgłaszają się do PKD za wcześnie, tj. dzień lub dwa po kontakcie seksualnym.
Zdobyte informacje pozwalają nam zdjąć trochę napięcia z osób testujących się. Następuje rozmowa dotycząca seksu. Nie dlatego, że my – doradcy jesteśmy tacy ciekawscy, ale dlatego, że chcemy sprawdzić, jakie było ryzyko, czy dana osoba często podejmuje ryzykowne kontakty seksualne. Ważnym elementem naszej pracy jest również edukacja.
Skoro głębszy pocałunek nie niesie ryzyka, to poedukujmy, co je niesie?
Szkoda, że ze szkoły nie wynosimy podstawowej wiedzy na temat płynów zakaźnych, czyli tych, w których obecny jest wirus. Ślina takim płynem nie jest, więc nie zakazimy się przez pocałunek. Natomiast zakazimy się poprzez płyny związane z układem płciowym zarówno męskim jak i żeńskim oraz krew. Czyli tak naprawdę każdy seks waginalny, analny ma największy potencjał zakaźny. Dla doradców ryzykowny kontakt seksualny to kontakt bez prezerwatywy.
Jeśli więc osoba po ryzykownym seksie bez prezerwatywy jest przerażona, gdzie ją kierujecie?
W zależności od tego, co powie, budujemy podwaliny, żeby ją przygotować na dodatni wynik testu. Istotne jest, że pierwszy wynik wydawany w PKD, mówi tylko, że test zareagował i wymaga to dalszej diagnostyki. Ważne jest, żeby osobę przygotować, że wynik może być pozytywny, ale też może okazać się w potwierdzeniu metodą Western blot, że jest negatywny. Praca psychologiczna polega na tym, żeby stopniowo otwierać furtkę na wiadomość, że wynik może okazać się jednak dodatni. Gdy za kilka dni osoba odbiera wynik potwierdzenia, ma już trochę poukładane w głowie. Inaczej rozmawia się wtedy, niż gdy jest totalny szok, bo testujący się nie został przygotowany.
Co mówicie osobie, która oczekuje na potwierdzenie? Bo może wystarczy, że przegada sprawę z kimś z rodziny?
Problem jest taki, że HIV w Polsce jest cały czas tematem tabu i tematyka nie jest szeroko nagłaśniana w mediach. Brakuje kampanii, które by oswajały z problematyką. Cały czas więc u nas w kraju pokutuje przekonanie, że HIV łapią osoby, które sobie na to zapracowały, czyli homoseksualni mężczyźni, użytkownicy narkotyków czy seksworkerzy. Dlatego pojawia się ogromny wstyd i ludzie często nie mówią bliskim, że mają problem. Częściej wsparcia szukają u przyjaciół i znajomych. Rzadko zdarza się, żeby ktoś mógł porozmawiać z rodziną.
Uściślijmy, jak rozmawiacie z testującym się człowiekiem? Co mu mówicie?
Staramy się przez budowanie oswajania z możliwością pozytywnego wyniku, pokazywać, że z zakażeniem da się żyć, że to naprawdę dobrze, że osoba trafiła do nas i wykonała test, bo im wcześniej wykryte zakażenie i im wcześniej wdrożone leczenie, tym jego efektywność jest większa. Wczesna diagnoza podnosi komfort życia chorego, będzie on zbliżony do „normalnego” życia. Staramy się oswajać osobę, że HIV to nie wyrok. Jest, owszem, chorobą przewlekłą, z którą się żyje, funkcjonuje.
Nie mamy obowiązku mówić o swojej chorobie nikomu oprócz naszych partnerów seksualnych. HIV nie definiuje nas jako osoby: „zasłużyłem/-am na zakażenie”. Łatwo sobie przykleić taką łatkę. Otóż nikt nie zasłużył. Staramy się odjąć całą wewnętrzną stygmatyzację, żeby testującego oswoić z sytuacją.
W tym całym procesie ważną rolę odgrywają organizacje pozarządowe?
Oj, tak. Nasz punkt konsultacyjno-diagnostyczny też wywodzi się z takiej organizacji. NGO-sy prowadzą grupy wparcia, krótkie terapie, które pomagają oswoić się z tym tematem, poukładać sobie wszystko w głowie. Wsparcie zapewniają osoby, które wiedzą, jak rozmawiać z zakażonym. Czasem swoim doświadczeniem dzielą się sami zakażeni. Bo bardzo istotne jest, żeby pokazać testującym się, że zakażeni są wśród nas, w społeczeństwie. I wcale nie musimy o tym wiedzieć, tak jak nie wiemy, że ktoś choruje na inną chorobę. Ważne jest danie wsparcia testującym się również poprzez możliwość kontaktu zakażonymi.
Odczarujmy zatem mit: kto naprawdę się zakaża?
Statystyki pokazują, że w grupie ludzi między 25. a 40. r. ż. liczba zakażeń rośnie. Niezależnie od płci, orientacji seksualnej wskaźniki idą dość podobnie w górę. Niestety, osoby heteroseksualne rzadziej wykonują testy. Brakuje bowiem edukacji, że zakażenie dotyczy wszystkich osób prowadzących aktywne życie seksualne. Wzrost zakażeń pojawia się także wśród osób 55 plus. Już nie muszą martwić się o zajście w niechcianą ciążę, uprawiają seks bez zabezpieczenia.
Jak osoba 55 plus, która sobie pozwoliła na przypadkowy seks bez prezerwatywy, bo nie ma już „zagrożenia” ciążą, reaguje na wiadomość: masz HIV?
Bardzo różnie. Niektórzy podejrzewali, że coś mogło zdarzyć się i przyjmują to dość spokojnie, ale jest to spokój powierzchowny. To raczej racjonalność, pytają, jakie dalsze kroki należy postawić, co dalej robić. Natomiast niektórzy reagują szokiem, niedowierzaniem tak samo, jak bardzo młode osoby, lat 20 plus. „To przecież nie jest mój problem, to mnie nie dotyczy”. Następuje zaprzeczenie.
Czyli okazuje się, że szereg osób młodych, ale też tych z grupy 55 plus wypiera problem?
Informacja o zakażeniu zawsze jest szokiem, najłatwiej więc w pierwszym momencie wyprzeć prawdę. Tu jest właśnie rola nas, doradców, nauka oswajania poprzez rozmowy. Okno czasowe między pierwszą informacją, że test jest reaktywny, a wynikiem testu potwierdzającego to kilka dni. Jeśli nawet na początku jest szok, to praca doradcy, jego uspokajające rozmowy, pokazywanie, co dalej, jak z tym żyć sprawia, że odbiór wyniku ostatecznego jest łatwiejszy, bo osoba sobie to poukładała w głowie, choć na pewno nie zaakceptowała. Na to potrzeba zdecydowanie więcej czasu niż te kilka dni. Po prostu oswoiła się z tą informacją i łatwiej przyjmuje teraz informacje dla niej użyteczne, czyli co dalej, do kogo się udać, gdzie może szukać wsparcia, pomocy. Te kilka dni robi bardzo dużo, żeby oswoić się z myślą o chorobie.
No właśnie, gdzie szukać wsparcia?
Jest telefon zaufania poświęcony AIDS. Wsparcia udzielają organizacje Pozytywni w Tęczy, Fundacja Edukacji Społecznej, które działają w Warszawie. Wsparcie można też uzyskać w każdej przychodni, która realizuje program leczniczy w kierunku HIV. Tam jest pomoc psychologiczna i kontakty do lokalnych NGS-ów. Tam warto szukać pomocy, a także u osób znających się na temacie, wykwalifikowanych, a nie opierać się na wsparciu dr Google.
W Polsce po pandemii, kiedy prawie nie robiło się testów, znów statystyki skoczyły. Obecnie również Ukraińcy nieco je podnoszą. Gdy zaczął się wielki napływ uchodźców, przygraniczne sanepidy, przewidywały, że tak będzie.
Faktycznie, po pandemii notujemy wzrost wykrywalnych zakażeń, wracamy do poziomu sprzed pandemii. Jeśli chodzi o uchodźców z Ukrainy, szacuje się, że jest ok 3 tys. osób zakażonych, które zgłosiły się na leczenie w Polsce. Co ważne, są w tej grupie dzieci. Polskich dzieci z HIV nie ma za dużo. Natomiast zupełnie inaczej jest na Ukrainie i tacy dziecięcy pacjenci też do nas trafiają. Ogólnie leczonych jest ok. 17 tys. osób.
Mówił pan, że w tej chwili HIV to nie wyrok. Kiedyś leczyło się za pomocą koktajlu leków, dziś to chyba o wiele prostsze?
Leczy się za pomocą leków antyretrowirusowych, które na różnym etapie hamują działanie wirusa w organizmie. Nie eliminują, ale właśnie hamują jego działanie. Obecnie chory przyjmuje jedną, dwie tabletki dziennie, co jest wygodne. Wszystko zależy od tego, jak dany pacjent reaguje na leczenie.
Kiedyś to rzeczywiście były koktajle, które trzeba było przyjmować w ścisłym odstępie czasu od posiłku, albo przed nim. Można było popijać tym, a nie tamtym. Teraz takich ograniczeń jest zdecydowanie mniej. Jako organizacje zajmujące się AIDS, patrzymy z wielką nadzieją, co dzieje się z leczeniem tej choroby w Europie i czekamy na wprowadzenie nowoczesnego leczenia w Polsce. Mówię o lekach iniekcyjnych, działających nawet do dwóch miesięcy. Prowadzone w tej chwili działania mają naprawdę polepszyć komfort życia chorych tak, żeby terapie dobrze działały, a nie obciążały organizmu.
Na koniec, o co zaapelowałby pan do wszystkich osób prowadzących aktywne życie seksualne?
Zabezpieczajmy się za pomocą prezerwatywy i testujmy się, gdy podejrzewamy, że kontakt seksualny mógł być ryzykowny. Testy są anonimowe, bezpłatne, można je wykonać w niemal każdym mieście wojewódzkim, w Warszawie jest nawet pięć takich miejsc. Jest więc gdzie się testować, nie trzeba za to płacić. NGO-sy wychodzą też poza punkty testujące, np. na imprezy w klubach, na festiwalach. Naprawdę musimy się oswoić z prawdą, że HIV może dotknąć każdego.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie