Z Kamilą Wróbel-Malec rozmawia Jolanta Hinc-Mackiewicz, kierownik literacki
Nie jest Pani białostoczanką. Skąd Pani pochodzi?
Ze Strzyżowa na Lubelszczyźnie, koło Hrubieszowa niedaleko Zamościa. Najbardziej wysunięty punkt na wschód Polski.
Ma Pani za sobą dwa wspaniałe sezony w Dramatycznym, wcześniej dużo ról w wielu spektaklach w BTL-u. Jak Panią przyjął zespół?
Do Białostockiego Teatru Lalek zostałam przyjęta jeszcze na ostatnim roku szkoły teatralnej. Zespół przywitał mnie bardzo dobrze.
Część mnie znała, bo niektórzy z kolegów są wykładowcami w Akademii. Jednym z ważniejszych dla mnie spektakli w tym teatrze był Słomkowy kapelusz reżyserowany przez bardzo dobrego reżysera Pawła Aignera, z którym spotkałam się wcześniej w Akademii Teatralnej przy pracy nad spektaklem dyplomowym Świętoszek Moliera.
Czym motywowane było Pani przejście do Teatru Dramatycznego?
Na pewnym etapie mojego rozwoju zawodowego zaczęło mi brakować ról żywoplanowych. Zatęskniłam za pracą, którą wykonywałam na trzecim roku Akademii Teatralnej podczas zajęć z przedmiotu sceny dialogowe. Robiliśmy też projekty z zakresu teatru ożywionej formy, które dawały dużo satysfakcji, ale czułam, że sceny dialogowe, które przygotowywaliśmy na egzamin przynosiły mi jednak najwięcej aktorskiego spełnienia. Bardzo mnie przekonywała metoda aktorstwa, której uczył nas Łukasz Lewandowski.
Na czym polegał ten typ aktorstwa, na utożsamieniu się z postacią?
Dokładnie. To aktorstwo skupione na dialogach i na konfliktach między postaciami; na tym, żeby być jak najbardziej autentycznym, by zrozumieć i polubić postać. Nie da się grać postaci i jej nie lubić. To znaczy da się, ale po co? Moje przejście do Dramatycznego postrzegałam jako szansę na więcej możliwości wykonywania takiej pracy. Biorąc pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw” – postanowiłam spróbować.
Rozpoczęła Pani karierę w Dramatycznym rolą Idy w Pensjonacie Pana Bielańskiego w 2020 r.?
Tak. Bardzo pozytywnie wspominam tę współpracę, w którą zaangażowany był prawie cały zespół. Marek Gierszał to przygotowany do pracy reżyser, który wie, czego chce, dzięki czemu łatwiej nam aktorom było mu zaufać.
W tym samym roku 2020 otrzymała Pani główną rolę Siostry Faustyny w spektaklu Sopoćko. Jak powstawała ta rola? Czy dużo było w niej podpowiedzi reżysera Jana Nowary, czy przetworzyła Pani postać przez własne odniesienie do duchowości? Wykonanie jest bardziej odzwierciedleniem wyobrażenia o siostrze Faustynie czy odbiciem Pani temperamentu?
Pomysł na postać Siostry Faustyny to przede wszystkim wizja reżysera, który dawał mi wiele pomocnych wskazówek, jednocześnie pozostawiając dużą swobodę w poszukiwaniu środków. Przygotowując się do budowania postaci, oglądałam filmy o św. Faustynie i czytałam jej Dzienniczek. Była to osoba naturalna, prawdziwa, ufna i bardzo prosta. Te cechy były kluczem do budowania roli Siostry Faustyny. Rola dla mnie niezwykła i ważna.
Zrealizowany w 2021 r. Bóg mordu w reż. Katarzyny Deszcz cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem widzów. Co Panią zainspirowało i poruszyło w roli Annette Reille, w którą się Pani przeistacza na scenie?
O to właśnie chodzi, by się przeistoczyć. Po to wykonujemy tę pracę, by na scenie móc stać się kimś zupełnie innym i to jest właśnie najpiękniejsze w tym zawodzie. Praca przy tym spektaklu w dużym stopniu oparta jest na aktorach i pozwala na zastosowanie takiej estetyki gry aktorskiej, którą cenię najbardziej. To gra skupiona na dialogach, konflikcie między postaciami. Materiał pozostawia duże pole działania aktorowi, dzięki czemu łatwiej uzyskać efekt realności wydarzeń odbywających się na scenie. Widzowie mogą zobaczyć kawałek życia i zapomnieć na chwilę o tym, że przyszli do teatru.
Na ile kostium pomaga Pani pokazać kontrastowe cechy bohaterki, jej subtelność, jej pozę oraz prawdziwe oblicze, gdy poczuje się dotknięta, a alkohol rozluźnia jej poddanie konwenansom?
Zanim nakładamy kostium, wykonujemy bardzo ważną pracę nad rolą, czyli: ustalenie celów, założeń, tematów i konfliktów pomiędzy postaciami. Właśnie to jest sednem pracy aktora na scenie. Takie rzeczy jak kostium i rekwizyt oczywiście ułatwiają pracę, ale nie są niezbędne. Jeżeli mamy skonstruowany charakter i określone cele postaci, wtedy wszystko jedno, czy występuje się w pięknej sukience, czy w poniszczonym dresie. Założenia, a w rezultacie emocje pozostają te same.
Czy ta postać jest nieszczęśliwa?
Ona bywa nieszczęśliwa, jak wiele kobiet i wielu mężczyzn. To jest bardziej skomplikowane. Z mężem mają różne rzeczy niedogadane, na inne nie mają czasu, jak to w życiu, powstają konflikty. Dlatego tak lubię ten spektakl.
Ma Pani na swoim koncie jeszcze kilka wspaniałych niewielkich, ale zauważalnych przez publiczność i krytyków ról w Kopciuszku (premiera z 2021 r.). I kolejna wyrazista, zapadająca w pamięć rola w spektaklu Za wolność, byś wolny był.
Chciałabym zaznaczyć, że przy tworzeniu spektaklu Za wolność, byś wolnym był bardzo dużo rozmawialiśmy o przeszłości, o wydarzeniach podobnych do tych, o których jest mowa w przedstawieniu. Koledzy, którzy je przeżyli, dzielili się zwierzeniami i wspomnieniami. Dały mi one wiele do postaci i interpretacji wiersza Stanisława Barańczaka. W poszukiwaniu inspiracji odwoływaliśmy się też do współczesności. My młodzi nie przeżywaliśmy tamtych wydarzeń, ale mamy wiele odniesień w dzisiejszym świecie, które nas nurtują, bolą. W mojej roli zainspirowałam się między innymi opowieścią Ewy Palińskiej, która była w ciąży przesłuchiwana i straszona przez SB. Dzięki opowiedzianej przez nią historii łatwiej było mi uwierzyć w to, co mam do zagrania i spojrzeć na świat z perspektywy osoby, która rzeczywiście żyła w tamtych czasach. Jak zawsze, starałam się, polubić swoją postać i wykreować ją najlepiej, jak potrafię.
Podobnie jak charakterystyczną rolę diablika w Makbecie. Tak różną od postaci Faustyny – bo diaboliczną, ale wypracowaną w detalach ruchu i rzeczywiście dającą się zapamiętać!
Zawsze staram się zrozumieć swoje zadanie w przedstawieniu i za tym pójść. Nieważne, jak długo jestem na scenie i ile mam tekstu do powiedzenia. Do każdej roli podchodzę z jednakowym zaangażowaniem i cieszę się z każdego powierzonego mi zadania.
W jednej z recenzji przeczytałam o Pani: „Artystka otwarta, poszukująca, dociekliwa i niezwykle zaangażowana w pracę, obdarzona nieokiełznanym temperamentem, naturalnym wyczuciem sceny, magnetyzmem, niezwykłą dojrzałością i sprytem.”
To bardzo miłe. Na pewno jestem aktorką poszukującą i lubię swoją pracę. Lubię drążyć, pytać. Lubię dyskutować, szczególnie, gdy mówimy tym samym językiem, gdy aktorstwo traktujemy tak samo, gdy podobnie podchodzimy do robienia spektaklu. Spektakl ma szansę być dobry, jeżeli każdy z twórców jest w tym na sto procent, jeżeli wykonuje swoją pracę jak najlepiej, kiedy każdy jest przygotowany, zaangażowany i zależy mu na efekcie końcowym.
Jakie ma Pani plany? Jakie marzenia?
Staram się nie wybiegać w przyszłość i skupić się na chwili obecnej. Również w pracy skupiam się na tym, co mam do zrobienia teraz. O jakości naszej przyszłości stanowi to, jak wykorzystujemy naszą teraźniejszość, dlatego jestem aktywna tu i teraz.Chciałabym iść nadal w kierunku, w którym idę, rozwijać się jako człowiek, nabierać coraz więcej dystansu do siebie, do świata, nie szukać problemów w innych ludziach, ale rozwiązywać własne. Do tej listy marzeń dodałabym jeszcze radość z życia. Tak po prostu.
Tego Pani życzę, i dziękuję za rozmowę.
dramatyczny.pl
fot. Bartek Warzecha